Pierwszy taniec - czy to konieczne?
Temat pierwszego tańca weselnego może być tematem trudnym, zwłaszcza jeśli od dziecka na rytmice podpieraliśmy ściany. Jeżeli w dodatku słoń nadepnął nam na ucho i nie potrafimy tańczyć, to przydarza nam się właśnie szachowy, a raczej weselny pat. Tymczasem ślub to właśnie ten dzień, gdy powinniśmy zatańczyć co najmniej jeden raz, podczas gdy oczy wszystkich gości skierowane będą na nas.
Pierwszy taniec - kłótnie i podeptane palce
Z powodu braku odpowiednich umiejętności wiele par, nawet już kilkanaście miesięcy przed planowaną datą ślubu zapisuje się na kurs tańca dla nowożeńców. Wiąże się to oczywiście z kolejnymi wydatkami, a często kłótniami między narzeczonymi, podeptanymi palcami i frustracją. Bo jeśli ktoś nie czuje tego i nie chce się nauczyć, to z pięknego walca po prostu nici.
Inne pary na miesiąc lub dwa przed ślubem idą do trenera z prośbą o ułożenie krótkiego układu. Wtedy wydatek jest nieco mniejszy, ale prawda jest taka, że w tak krótkim czasie nie nauczymy się tańczyć. Możemy zapamiętać układ kroków, nawet „wytuptać” je do taktu, ale to wciąż nie będzie taniec… Właśnie dlatego większość pierwszych tańców wygląda nieco... sztucznie. Bardzo zestresowane pary skupiają się na tym, by nie pomylić kroków, partnerzy liczą pod nosem, a ich świeżo upieczone partnerki potykają się o własną sukienkę. Ona złości się na niego, że nie poprowadził jej tak, jak powinien (a biedak ze stresu ledwo siebie jest w stanie poprowadzić), on nie cieszy się wcale tańcem z małżonką, tylko modli w duchu, żeby ta farsa jak najszybciej się skończyła, mając wrażenie, że 2-minutowy utwór trwa już ponad 20 minut!
Może więc warto z pierwszego tańca zrezygnować? Kto powiedział, że to konieczność?! Skoro zamiast w lakierkach chodzimy do ołtarza w trampkach, z białej sukni zrezygnowano na rzecz pastelowo-różowej kreacji, a nasze obrączki nie są ze złota, lecz z tytanu, to czy naprawdę musimy przejmować się pierwszym tańcem?
Pierwszy taniec na wesoło
Sprawa jest nieco skomplikowana, jeśli jedna połówka nie wyobraża sobie własnego wesela bez pierwszego tańca, natomiast druga strona ma dreszcze na samą myśl o nim. Można wtedy spróbować pójść na kompromis i zatańczyć najzwyklejszego „przytulańca”. Widok wpatrzonych w siebie lub wtulonych nowożeńców, nie przejmujących się krokami, ale po prostu bujających się razem na parkiecie w rytm romantycznej piosenki, może być naprawdę dużo bardziej wzruszający, niż widok skupionego i zestresowanego Pana Młodego próbującego przetrwać 3 minuty na parkiecie.
Jeśli ukochana "nie popuści”… umówmy się na opanowanie dosłownie ośmiu, czy szesnastu taktów, które wytańczymy „na świeczniku”, po czym rozpocznijmy zabawę w odbijanego! Wcześniej musimy warto ustalić to z kilkoma osobami. Pan Młody niech wyłowi z tłumu świadkową, a Pani Młoda świadka. Po kilku taktach świeżo upieczony małżonek poprosi do tańca teściową, świadkowa ojca weselnego, Panna Młoda zaprosi do zabawy teścia, a świadek jego żonę. Kilkanaście sekund później każdy może zapraszać już dowolną osobę z sali. Ani się obejrzymy, a cały parkiet będzie wirował!
Rozpocznij tańce weselne... podstępem!
Sprawa jest prostsza, jeśli oboje narzeczeni nie są szczególnie umuzykalnieni i nie lubią być w centrum zainteresowania. Oczywiście nie możemy pierwszego tańca pominąć bez słowa ot tak. Jest on bowiem znakiem dla gości, że rozpoczynamy zabawę. Trzeba więc umiejętnie ów taniec czymś zastąpić. Możemy po prostu sami podejść do mikrofonu i zaprosić gości do zabawy. Niestety, najprawdopodobniej nikt nie będzie chciał wyjść pierwszy. Mimo wewnętrznych oporów spróbujmy więc dać gościom przykład. Żeby jednak nie stać się obiektem obserwacji wszystkich ciotek, poprośmy świadków i rodziców o zrobienie wokół nas sztucznego tłumu. Umówmy się z DJ’em, żeby w trakcie naszych wspólnych pląsów jeszcze raz zaprosił wszystkich do wspólnej zabawy. Ani się obejrzycie, jak na parkiecie zaczną pojawiać się kolejne pary.
Pewnym rozwiązaniem jest też rozpoczęcie od wspólnej zabawy. Stańcie na środku sali i niech DJ, wodzirej lub któryś z członków orkiestry poprosi gości o zrobienie wokół Was okręgu. Wszyscy pomyślą, że za chwilę ruszycie w swój pierwszy małżeński taniec, chętnie więc przyjdą na Was popatrzeć. Wtedy z mikrofonu popłynie polecenie chwycenia się za ręce, a z głośników popłyną… kaczuszki! Bez zbędnych ceregieli znajdźcie swoje miejsce w okręgu i razem z całą resztą towarzystwa łapcie się kolejno za uszy, kolana, itd. Ten drobny podstęp na pewno bardzo szybko rozrusza wszystkich zaproszonych.
damian
damian